Konrad Mazur, WP SportoweFakty: Za nami sezon 2024. Jaki on był dla pana? W tym roku pełnił pan funkcję trenera Polonii Piła. Jak się panu współpracowało z klubem czy zawodnikami?
Hans Nielsen, 4-krotny Indywidualny Mistrz Świata na żużlu: Najlepiej można podsumować go jako sezon wzlotów i upadków. Jednym z naszych większych problemów był stadion, gdy uzyskaliśmy sobie prawo jazdy w play-off. Dużo zmieniło się jednego dnia, gdy musieliśmy szukać sobie nowego obiektu. Sporym kłopotem okazała się też kontuzja Adama Ellisa, podobnie było z Jonasem Knudsenem w Daugavpils. Mieliśmy trudny początek rozgrywek. Jednak uważam, że znaleźliśmy coś dobrego i zawodnicy przyzwyczaili się do naszego toru. Gdy tylko mogliśmy jeździć u siebie, to mieliśmy dobrze przygotowaną nawierzchnię, ściganie było przyzwoite. Myślę, że potrafiliśmy znaleźć ustawienia. Dawaliśmy trenować zawodnikom jak najwięcej. Liczyliśmy, że dzięki temu zbudujemy sobie przewagę u siebie.
Ogólnie ambicją każdego z moich podopiecznych, było zaprezentować najlepszą formę. Uważam, że ten zespół był dość dobry. Atmosfera była bardzo dobra, chociaż to pewne wyzwanie, gdy drużyna składa się z polskich i zagranicznych żużlowców, a trenerem też jest obcokrajowiec. Adam Ellis to spokojny i ciekawy zawodnik, który bardzo mocno pracuje dla całości. Z nim i Jonasem Jeppesenem mieliśmy pewien komfort. Starali trzymać się wynik zespołu na swoich barkach.
ZOBACZ WIDEO: “Alarm”. Znany polityk jest przerażony wydarzeniami w Gorzowie
Skorzystaliśmy też z Mathiasa Pollestada, który bardzo pozytywnie zaskoczył. W pierwszym meczu tak młody żużlowiec robi komplet, a to o czymś świadczy. Cieszy mnie, że Jonas Knudsen zaprezentował się dobrze na koniec w Tarnowie i kontynuuje swój rozwój. Norbert Kościuch jako kapitan bardzo dużo pomagał. Jako zespół wykonaliśmy sporo, pożytecznej pracy z zagranicznymi, polskimi oraz młodymi zawodnikami. Oczywiście kilka klubów zmontowało mocne ekipy, tj. Tarnów i Gniezno. Czegoś nam w tym wszystkim zabrakło, ale to był dobry sezon, co mnie cieszy.
Kiedy rozmawialiśmy poprzednio, mówił pan, że to szansa, by nauczyć się czegoś nowego. Jak duża jest różnica między trenerem klubowym, a reprezentacji?
Najbardziej podobało mi się, że byłem z tym zespołem podczas każdego spotkania i treningu. Jesteś z zawodnikami praktycznie co tydzień. To nakręca i pozwala wykonać pracę. Starasz się im pomóc, rozwiązywać ich problemy. Uczymy się siebie, budujemy atmosferę i drużynę, która walczy o cele. Natomiast praca z drużyną narodową to jeden główny turniej SoN lub DPŚ, plus jakieś dodatkowe treningi, ewentualnie zgrupowanie. Praca w Pile to bardzo dobre doświadczenie. Miałem bardzo dobre wsparcie od moich współpracowników, którzy wytłumaczyli mi sporo kwestii regulaminowych. Nie sądzę, aby był on jakoś szczególnie skomplikowany, ale powinienem był więcej go studiować.
Pana przygoda z Polonią Piła zakończyła się na ten moment na jednym sezonie. Jak w takim razie Hans Nielsen zamierza spędzić rok 2025? Będzie pan szukał swojego miejsca w żużlu na nowo?
Na ten moment nie mam szczególnych planów. Wciąż angażuję się w moim macierzystym klubie, Brovst. Mamy nadzieję, że przystąpimy do ligi w 2026 roku. W następnym roku zorganizujemy jedną z rund IM Danii. Będę członkiem ekipy, która będzie się starać promować klub, jak i zawody.
Porozmawialiśmy o Pile, więc pora na Orlen Oil Motor Lublin, pana pierwszy klub w Polsce, który wciąż darzy pan dużą sympatią. Przed sezonem wielu uważało, że to zespół marzeń, który nie ma prawa przegrać w tym roku. Lubelski żużel ma już ponad siedemdziesiąt lat historii, a w ostatnich trzech Motor zgarnął hattrick.
To niesamowite. Ostatnie trzy-cztery sezony pokazują, jak mocna to drużyna. Szczególne wrażenie zrobiło to, że pomimo kilku kontuzji udało się wywalczyć mistrzostwo rok wcześniej. Lublin ma świetnych zawodników, ale to nie jedyny klucz do sukcesu. Promocja tego sportu wygląda tutaj bardzo dobrze. Zarząd, jak i cały ekipa spisuje się znakomicie. Dbają, by atmosfera była najwłaściwsza, a żużlowcom niczego nie brakowało. Bardzo dobrze się nimi opiekują. Widzieliśmy już wiele klubów, gdzie zawodnicy nie otrzymywali swoich wynagrodzeń, a w takiej sytuacji gorzej jest przygotować się do sezonu, czy poprawiać swoje wyniki. Lublin wykonał bardzo dobrą pracę, poprzez zapewnienie finansowania, tak by skład miał swoje wynagrodzenia na czas, a to ma znaczenie. Lublin stał się miejscem, które przyciąga zainteresowanie zawodników i sponsorów.
Wielka szkoda, że wciąż kłopotem pozostaje nowy, większy stadion. Śledziłem, to co działo się w czerwcu. Byłoby świetnie, gdyby to się udało zrealizować. Wiem, że sprawy na razie nie idą tak jak trzeba, ale najważniejsze jest to, by zakończyło się to sukcesem.
Nie ukrywajmy, że dla Motoru Lublin kluczowym momentem okazał się półfinał z KS Apatorem Toruń. Prezes Jakub Kępa mówił, że odpadnięcie w półfinale byłoby dużym rozczarowaniem. Wielu nie wierzyło, że lubelska ekipa będzie w stanie odrobić dwanaście punktów. Tymczasem przeciwnik został rozgromiony.
Na pewno lepiej byłoby mieć zaliczkę na wyjeździe i zapewnić sobie awans do finału. Taka sytuacja dała wiele do myślenia. Kuba i reszta współpracowników bardzo się o to martwili. Oczywiście Lublin wykonał swoją pracę znakomicie i wygrana w takim stylu, na własnym obiekcie była pasjonująca. Świetnie było coś takiego zobaczyć.
Kiedyś wspominał pan, że mistrzostwo świata w dużej mierze wygrywa się poza torem. Po raz kolejny wyszło na to, jak ważne są przygotowania przed meczem. Zarząd klubu poczynił ogromne starania, by ten półfinał rozstrzygnąć na swoją korzyść. Zawodnicy jeździli do późnej godziny, by być pewnym, że wszystko zadziała. Gdyby nie ten intensywny dzień dla Motoru i głębokie starania, to tytuł mógł odjechać.
To prawda. Ogromne gratulacje dla Lublina za ten wynik. Kuba i jego partnerzy nie zatrzymują się od wielu lat, pragną jeszcze więcej. To wspaniałe jak oni to prowadzą i osiągają sukcesy.
Jeździł pan w klubach, które wygrywały ligę. Zarówno w Polonii Piła jak i Oxford Cheetahs. Te zespoły jednak nie dominowały, jak pan w latach 80-tych indywidualnie, parowo czy z reprezentacją Danii. Obecnie siła Motoru Lublin jest naprawdę ogromna, a pozostałe drużyny będą mieć spory problem, by mistrza zepchnąć z tronu. Jak dużą różnicę widzi pan, by seryjnie sięgać po triumfy indywidualne czy parowo niż w rozgrywkach drużynowych?
W sumie powiedzieliśmy już o tym, bo kluczem jest odpowiednia praca z zespołem. To nie tylko zawodnicy, ale cała organizacja wokół. Praca z zawodnikami, opieka nad nimi, rozwiązywanie problemów, zapewnienie odpowiedniego zaplecza, kwestie finansowe. Dobra promocja, zarządzanie, samopoczucie, atmosfera. Z tego, co słyszałem, to Kuba jest w tym bardzo dobry. Odpowiednio wspiera żużlowców mentalnie, co jest ważne. Wie jak ich wesprzeć w trudnej chwili. Wykonuje świetną robotę, scalając żużlowców w całość. Eliminując złe rzeczy. Szuka złotego środka dla drużyny. Odpowiedni balans dla zawodnika, który czuje się dobrze, komfortowo i może walczyć o najlepsze wyniki. Z pewnością w Lublinie udało się to odnaleźć.
Nie zapominajmy o przygotowaniu toru. Przewaga własnego obiektu dużo pomaga żużlowcom i nigdy nie będzie satysfakcji, gdy trzeba się dopasować na ciągle zmieniającą się nawierzchnię. Sam fakt, że Ryszard Kowalski przyjechał na treningi, by pomagać, świadczy o dobrych relacjach Motoru z tunerami. Na pewno łatwiej skupić się na rozwiązywaniu problemów, gdy z tyłu głowy masz załatwione zaplecze organizacyjne i finansowe. Widać różnicę w przygotowaniu i budowaniu tego. Drużyna narodowa czy pary, to tylko kilka spotkań w roku, a klub to praca na pełny etat.
Co pan sądzi o nowym rozdaniu PGE Ekstraligi? Motor Lublin nadal będzie zdecydowanym faworytem? Jakby pan ocenił rywali Koziołków? Apator Toruń wzmocnił się Mikkelem Michelsenem oraz Janem Kvechem a Betard Sparta Wrocław pozyskała Brady’ego Kurtza.
Te trzy zespoły, o których wspominałeś, będą toczyły pasjonująca rywalizację między sobą. To są bardzo silne ekipy. Lublin ma właściwie ten sam zespół, ale są w nim juniorzy, którzy z meczu na mecz stają się coraz lepsi. To jest ich przewaga względem reszty. Punkty młodzieżowców są istotne, w dodatku możesz dokonywać zmian, gdyby coś się działo. Lublin nadal będzie faworytem, choć pozostali mają duże szanse. Czekamy na świetne ściganie.
Myślę, że czołówka ligi będzie trochę bardziej wyrównana. W ostatnim sezonie było trochę kontuzji, co miało wpływ na niektóre drużyny, a Lublin miałby trochę trudniej. Mamy nowe rozdanie, a tam może się wiele wydarzyć. Pamiętajmy o kontuzjach, które mają ogromny wpływ na wyniki. Na pewno dla lubelskich kibiców będzie, gdy pojedynki będą wyrównane i ciekawe. Miejmy nadzieję, że nikt szybko się nie wykruszy i będziemy świadkami dobrych spotkań.
Ciekaw jestem pana opinii na temat dwóch żużlowców Motoru. Pierwszym z nich będzie Mateusz Cierniak. To był przejściowy sezon dla niego, nie jest już juniorem, ale dość dobrze wszedł w wiek seniora. Nie każdemu się to udaje. Jak pan widzi jego jazdę?
Trenując reprezentację Danii, miałem możliwość obserwować go przez wiele lat. Podobało mi się jak rozwija się jeżdżąc w mistrzostwach świata juniorów. Nabiera pewności siebie. Kiedy pierwszy raz go zobaczyłem, to pomyślałem, że ma bardzo dobry styl jazdy, może nie taki sam jak u Zmarzlika, ale bardzo podobny, a może i lepszy. Bardzo mi się podoba. Swoją pracę na motocyklu wykonuje w poprawny sposób. Idzie mu dobrze. Pamiętajmy, że jest wciąż młody i krok po kroku pnie się do przodu.
Przed nim długa droga, dobrze odnajduje się podczas jazdy, ma pełną kontrolę nad maszyną. Miło widzieć tak młodego zawodnika, który ma już takie umiejętności i jeździ bezpiecznie dla innych. Może nie przyglądałem się każdemu jego detalowi przy startach, ale na szybko mogę rzec, że wygląda to świetnie. Jego wyniki czy technika to nie tylko efekt stylu, ale wykonanej pracy przy sprzęcie i nad sobą.
Drugim, o którego chcę zapytać to Wiktor Przyjemski, nowy indywidualny mistrz świata juniorów, okrzyknięty “Złotym Dzieckiem.” Jak pan widzi jego rozwój?
Widziałem go w kilku spotkaniach w Polsce, ale bardzo podoba mi się jego jazda. Nieco wyższy w porównaniu do niektórych zawodników, ale nic na tym nie traci. Balans na motocyklu i ułożenie są bardzo dobre. Może nie analizowałem go dogłębnie, ale styl ma naprawdę dobry.
Prawie każda drużyna w polskiej PGE Ekstralidze chciałaby go mieć. Gdyby Wiktor Przyjemski jeździł w innym klubie, to mógłby liczyć na 5-6 biegów w każdym spotkaniu. Tak twierdzili niektórzy eksperci. W Lublinie zazwyczaj ma 3-4. Na pewno dla sztabu szkoleniowego nie jest łatwym zadaniem zarządzać, gdy w zespole jeżdżą tak mocni zawodnicy jak: Zmarzlik, Lindgren, Kubera czy Holder. Gary Havelock twierdzi, że dla Przyjemskiego jazda w mniejszej liczbie wyścigów, ale w super zespole jak Motor jest lepsza niż większa liczba w słabszej ekipie. A jak pan to widzi?
To takie 50 na 50. Oczywiście im więcej jeździsz, tym dla ciebie zdecydowanie lepiej. Szczególnie w PGE Ekstralidze, gdzie spotykasz się z bardzo dobrymi rywalami. Bardzo ważna jest jednak jazda u boku doświadczonych i utytułowanych zawodników, jak Zmarzlik czy Lindgren. Możesz się naprawdę dużo nauczyć. Uważam, że Przyjemski nadal ma wystarczająco dużo jazdy. Wciąż jest młody, a rozgrywek w Polsce, na poziomie europejskim czy światowym dla niego nie brakuje. W ogóle nie martwię się tym, że będzie miał za mało występów. Pozostając w Lublinie, wykona swoją robotę jak najlepiej. Mając u boku Zmarzlika, rozwinie się jeszcze bardziej. Sztab trenerski na pewno ma na niego pomysł, aby wykorzystać jego potencjał i chęć wygrywania.
Bartosz Zmarzlik odebrał tytuł IMŚ po raz piąty w karierze. Przebił pana wynik i wyrównał osiągnięcie Ove Fundina. Przed nim już tylko dwie legendy. To nie był dla niego łatwy sezon, czasami wydawało się, że może mieć problemy, a i tak znalazł się na podium, albo odnosił zwycięstwo. Po tym poznaje się prawdziwego mistrza, że odnajduje się w trudach. Pan przez lata był faworytem. Czy trafił się taki moment, że myślał pan, że nie da rady pokonać rywali, a mimo to okoliczności pozwoliły na to, że jednak to się stało.
Zawsze wierzyłem, że mogę wygrać każdy wyścig. Jednak nigdy nie zapominałem o ogromnym szacunku do przeciwników, którzy staną mi na drodze do triumfu. Nigdy nie miałem pewności czy będę pierwszy. Gdy tylko widziałem cień szansy na zwycięstwo, zawsze o tym myślałem, że jestem w stanie to zrobić. Musiałem skupić się na tym, by zrobić dobry start, ewentualnie wyprzedzić kogoś.
To pytanie powinienem zadać rok wcześniej, z okazji setnej rocznicy sportu żużlowego. Może nie będzie to zbyt łatwe dla pana, ale spróbujmy. Ma pan do tego pełne prawo, bo jest pan multimedalistą mistrzostw świata. Widział pan żużel od strony zawodnika oraz trenera. Gdyby Hans Nielsen wybrał swoją siódemkę marzeń, kto by się w niej znalazł?
To bardzo trudne (uśmiech). Było tak wielu wspaniałych żużlowców jak: Ivan Mauger, Ole Olsen, Barry Briggs, Tony Rickardsson, Greg Hancock. Musiałbym się nad tym poważniej zastanowić. W tym momencie tego nie zrobię, bo trudno porównać obecne czasy do tych wcześniejszych.
Na sam koniec nie mogę zapomnieć życzyć panu Wesołych Świąt oraz złożyć życzeń urodzinowych. 26 grudnia to pana dzień. Co możemy życzyć Hansowi Nielsenowi?
Chciałbym, abym ja i moja rodzina żyła w szczęściu i zdrowiu. Liczę, że żużel zmieni się na lepsze w innych krajach oraz Grand Prix.
To była pierwsza część wywiadu z Hansem Nielsen, na kolejną zapraszamy niedługo.
Spodobał ci się wywiad? Lubisz żużlowe historie, zajrzyj TUTAJ.