![Pezet szczerze o rapie: “To zawsze było też dla pieniędzy i o pieniądzach” [WYWIAD] Pezet szczerze o rapie: “To zawsze było też dla pieniędzy i o pieniądzach” [WYWIAD]](https://i1.wp.com/i.iplsc.com/-/000G4OCVBR1T0JSC-C461.webp?w=1024&resize=1024,0&ssl=1)
Tymoteusz Hołysz, Interia Muzyka: Jesteś jurorem programu “Rap Generation”. Jakie elementy według ciebie odgrywały największą rolę w ocenie uczestników?
Pezet: – Elementy, które były wypunktowane, to technika, charyzma, flow i tekst. Traktowałem je umownie, były ważne. Tekst i flow to rzeczy newralgiczne, ale przede wszystkim zwracałem uwagę na coś poza kryteriami – czy ja wierzę osobie, która jest na scenie, w związku z tym, co ona przekazuje, jak wygląda ten, performance w połączeniu z tekstem, czy to się łączy w całość, czy ja daję wiarę temu, co jest powiedziane i w jaki sposób jest powiedziane.
Umiejętności to jednak nie wszystko, co jeszcze potrzebuje mieć artysta, żeby być w stanie utrzymać się w branży?
– Mogę powiedzieć za siebie. Sądzę, że to nie są jakieś prawdy uniwersalne. Prawdopodobnie każdego z osobna może dotyczy coś innego, co mogłoby sprawić, że jemu czy jej się uda utrzymać na scenie. Dla mnie takim kryterium, które zawsze było bardzo ważne w rapie i wielokrotnie się o tym przekonałem jest prawda. Czasami wydaje mi się, że jest to już zamierzchłe kryterium, które ma coraz mniej racji bytu, ale może jednak nie. Wiadomo, że w każdej muzyce i w każdej działalności artystycznej jest jakiś mniejszy lub większy element kreacji, jest element podkoloryzowania treści, albo łączenia 30 historii w jedną, która wtedy się staje ciekawsza, trochę jak z robieniem filmu. Prawda to jest rzecz, która działa, jeżeli przekazujesz takie rzeczy, które naprawdę czujesz. Jestem już ponad 20 lat na scenie, to niesie za sobą takie zagrożenia, że możesz wpaść w jakiś comfort zone, albo coś kalkulować. To się zdarza i skłamałbym, gdybym powiedział, że tak nie jest. Prawda zawsze działa lepiej, gdy tego nie robisz.
A jak na przestrzeni ponad 20 lat w twoim odczuciu zmieniła się scena i sposób promocji muzyki?
– Sposób promocji muzyki zmienił się diametralnie. Zaczynałem w czasach, gdzie posługiwałem się telefonem z klapką. Niedługo wcześniej internet dopiero sobie raczkował. Pamiętam, że przy pierwszej płycie popularne były tak zwane pirackie wersje. Żeby temu przeciwdziałać i wiedzieć, że ktoś będzie kupował tę płytę, wypuszczaliśmy fejkowe pliki o nazwie krążka na torrenty. Dzisiaj wszystko jest w streamie, wszystko jest opakowane. To jest podstawowa różnica. Gdy zaczynałem już z prawdziwego zdarzenia, czyli przy mojej solowej płycie jako MC, trzeba było zrobić wideo, mieć teledysk, natomiast te narzędzia promocji były bardzo techniczne. Znacznie więcej było takich wydarzeń, jak tutaj, czyli przeprowadzenie wywiadu, pójście do telewizji.
Wtedy wywiady pisane były też dużo bardziej popularne niż dzisiaj.
– Tak, tego było tego znacznie więcej, moglibyśmy długo rozmawiać o tym, że społeczeństwo mniej czyta, ale to jest już oddzielna para kaloszy. Dziś, wydaje mi się, że jeśli chodzi o promocję, to scena zmieniła się diametralnie. Mamy na wyciągnięcie ręki dostęp do miliarda narzędzi. Artysta może stworzyć się sam, może wykorzystać social media, może wykorzystać swój telefon i grupę znajomych, żeby stworzyć wideo.
Nie uważasz, że to w pewnym sensie odkłada umiejętności rapowania na drugi plan?
– Mógłbym tak powiedzieć, być może umiejętności dziś wyglądają inaczej i znaczą co innego. Cała muzyka na świecie się zmieniła i umiejętności lub treść to zagadnienia, które grają mniejszą rolę. Wydaje mi się, że dziś największą rolę gra po prostu produkcja. Jest tak dużo narzędzi i możliwości, że muzyka rapowa i scena rapowa się zmieniła. Z mojego punktu widzenia treść jest wciąż istotna. Nie lubię rzeczy, w których mam cały czas tę samą treść, albo tej treści nie mam. Mnie to po prostu nudzi, może z tego punktu widzenia jestem old-schoolowcem, natomiast kiedyś treść musiała tam być, bo narzędzia produkcyjne były gorsze, więc nawet jeżeli to był heavy metalowy zespół i super grał, to wcale nie było tego aż tak dobrze słychać na nagraniu, bo po prostu nie było to aż tak dobrze wyprodukowane. Treść musiała tam być, żeby tego słuchacza przyciągnąć. Teraz żyjemy w dobie social mediów. Contentu jest tyle, że bardzo trudno to zrobić. Ja to nazywam “ADHD Music”. nie możesz stracić uwagi tego słuchacza.
Można być łatwo przebodźcowanym.
– Bardzo łatwo i to jest bolączka tego świata, ale nie chcę też, żeby zabrzmiało to tak, że uważam, że dzisiejsza scena wygląda źle. Uważam, że można tam znaleźć bardzo dużo dobrych rzeczy. Pytanie, czy w tym zalewie udać się do tego dotrzeć.
Wróćmy jeszcze na chwilę do “Rap Generation”. Zarówno ty, Malik Montana i Young Leosia tworzycie bardzo różną muzykę, odbijało się to na podejmowanych w programie decyzjach?
– Nie i to jest moje główne zaskoczenie. Myślałem, że będziemy się dużo bardziej spierać i mieć odmienne zdania. Świadomość pozostałych dwóch jurorów à propos takich oldschoolowych kwestii była bardzo duża. Nie wiem, co oni powiedzieliby o mnie, ale to, co mnie zaskoczyło, to, że byliśmy bardzo zgodni. Rzadko było tak, żebyśmy się naprawdę o coś spierali. Ta płaszczyzna porozumienia była ciekawa i zaskoczyła mnie.
A nazwałbyś się bardziej surowym czy łagodnym jurorem?
– Nie nazwałbym się surowym. Nie wiem czy ktoś mnie tak odebrał, może jedna osoba, może dwie, ale trochę tych osób wzięło udział. Uważam, że nawet jeżeli coś mi ewidentnie nie pasowało, to nie były to takie okoliczności, w których chciałem wyrazić to w taki sposób, żeby kogoś zabolało, tylko żeby dać znać, że nie ma tutaj miejsca na takie rzeczy i że nie jest to program dla takiej osoby, ale w sposób kulturalny. Sądzę, że nie byłem surowy.
Jakie rady dałbyś wschodzącym artystom, którzy chcą zaistnieć na rapowej scenie?
– Jestem daleki od udzielania rad. To często jest kwestia bardzo indywidualna. Dziś być może dałbym radę, żeby brać udział w takim programie, ponieważ antagonistycznie w stosunku do tego, jak ja zaczynałem i tak było łatwiej. Rap, kiedy ja zaczynałem kreował się w Polsce już parę lat, ale to wciąż były początki, tego było znacznie mniej. Cała polityka informacji była inna, był tego mniejszy zalew i powstawało dużo mniej muzyki. Co za tym idzie, znacznie łatwiej było wypłynąć. Wystarczyło mieć bit i umieć coś za rapować, a we wczesnych etapach nawet i tego nie trzeba było umieć. Często było to takie kwadratowe rapowanie. Nie wszyscy mieli flow, nie wszyscy mieli warsztat, a i tak osiągali jakiś sukces. Dziś wydaje mi się, że to jest znacznie trudniejsze. Są dwa aspekty – jest znacznie więcej ludzi, którzy robią muzykę, więc nie wystarczy umieć rapować. Trzeba się czymś wyróżniać i to jest trudne. Różnica w stosunku do tego, co było kiedyś jest też taka, że jeżeli już ci się to uda, to masz karierę i być może zarabiasz duże pieniądze. Wtedy to wcale to nie było tożsame. Mogłeś być znany, ktoś cię doceniał, a szły za tym wcale nie takie duże pieniądze.
Przez długie lata panował taki stereotyp, że rap powinien być “osiedlowy”, a nie komercyjny.
– To był taki dysonans poznawczy. Wydaje mi się, że na początku drogi dużo było rapu z założenia undergroundowego, gdzie on nie miał szansy być inny, bo nikt nawet nie wydawał takiej muzyki i mówiono, że nie wolno ci być komercyjnym. Ja dorastałem z taką maksymą i bardzo szybko się przeciwko temu zbuntowałem. Tak naprawdę od pierwszej płyty, która została oficjalnie wydana, chciałem robić pieniądze. Dlaczego? Nie wziąłem sobie tego znikąd i nie wymyśliłem, że przeciwstawię się trendom. Jak patrzyłeś na rap zza oceanu w tamtym okresie, czyli kolebkę tej muzyki, było tam bardzo dużo pieniędzy, mody, kasy, która była tego integralną częścią. Od początków w rapie jest taki subgatunek, jak braggadocio, czyli przechwalanie się. Tam często mówiło się też i o pieniądzach. Z perspektywy czasu, można było odnieść takie wrażenie, że w Polsce “dla pieniędzy to nie wolno”, ale całokształt jest taki, że to zawsze było też dla pieniędzy i o pieniądzach.
Kiedy poczułeś, że Polska scena otworzyła się na pieniądze?
– Możemy tu relatywizować, jakie pieniądze, ale wydaje mi się, że dość wcześnie. Pierwszą taką osobą, która bardzo ewidentnie to zaznaczała był Tede na początku lat 2000. To był moment, w którym ja wydawałem pierwszą płytę i jeszcze panowała ta tendencja, że “dla pieniędzy nie można”.
Osobiście odnoszę wrażenie, że te pieniądze weszły na polską scenę w momencie, kiedy pojawiły się u nas też trap.
– Prawdopodobnie tak, choćby z uwagi na to, jak duże zasięgi wygenerował ten subgatunek i jak duże pieniądze w związku z tym poszły dla artystów, którzy to tworzyli. Tam nie było możliwości, żeby nie rozmawiano o pieniądzach. Były tam ogromne i prawdopodobnie wręcz niespotykane dla wielkich gwiazd ze Stanów typu Wu-Tang Clan, zespół, który grał tournée po całym świecie, byli bardzo popularni, mieli bardzo dużo pieniędzy jak na tamte warunki, aż nagle wjechały te trapowe, opiumowe, rage’owe rzeczy i generują nieporównywalnie większe przychody.
Twoja muzyka też oferuje bardzo duże zróżnicowanie, każdy krążek jest w innym stylu. Jest taki trend lub podgatunek, w którym się nie odnajdujesz?
– Ktoś by powiedział, że w związku z tym, że ciągle je zmieniam, to w żadnym nie odnajduję. To jest kwestia subiektywna. Lubię się sprawdzać, nudziłbym się, gdybym miał koniunkturalnie robić tylko rap taki, jak robiłem w 2002 roku. Zresztą wielu moich fanów z dawnych lat trochę by tego chciało i często zarzucają mi, że moje zmiany stylistyki są właśnie dla pieniędzy. Śmieję się, że gdybym chciał od nich pieniądze, to nagrałbym im dokładnie to, czego chcą i pewnie by mi zapłacili.
Mimo tego, że lata sobie upływają to wciąż potrzebuję robić coś nowego. Oczywiście mam taki swój comfort zone, nostalgiczne rzeczy, do których wracam, chyba każdy ma, bo tak skonstruowany jest mózg człowieka. Zastanawiam się, czy jest coś w czym bym się nie sprawdził. Wydaje mi się, że rage to jest coś takiego, nie mógłbym nagrać całego albumu na autotune, ale nie mam nic przeciwko temu, nie jest tak, że z niego nie korzystam. Lubię te narzędzia, które teraz proponuje bardzo pojemny gatunek rapowy ze wszystkim, co się wykształciło na przestrzeni ostatnich dwóch dekad. Wszystkie gatunki, na które być może niektórzy ortodoksyjni, zagorzali raperzy z dawnych lat by się obrazili, ja chętnie wezmę na ring, żeby zobaczyć, co jestem w stanie zrobić. Zawsze tak podchodziłem do muzyki.
A jak wygląda twoja współpraca z producentami? Gdy wchodzisz do studia, jesteś otwarty na ich pomysły, czy masz jedną, konkretną wizję?
– Jestem bardzo otwarty na wizję producentów, ponieważ gdy moja kariera, nazywając to szumnie, się zaczęła, wyglądało to tak, że wchodziłem do studia, nagrywałem one take jedną zwrotkę, one take drugą zwrotkę i byłem w opcji “no to ja tyle mam do zaoferowania”. To też daje dowód temu, o czym mówiłem wcześniej, że wystarczyło mieć treść, nie trzeba było mieć produkcji. Producent, z którym pracowałem, był w opcji “dobra, ja teraz zrobię z tego kawałek”. On wymyślił i wyciął refren, jeżeli ja go nie miałem. “Ja ci wytnę to, co uważam, że jest quote’m do zapamiętania, albo nie, zaprosimy DJ-a, on zrobi cut’y”. W ten sposób tworzyliśmy. Oczywiście to nie jest tak, że nie miałem na to wpływu, bo dyskutowaliśmy. Zawsze zdawałem się na producentów. Na przestrzeni ostatnich lat robiłem płyty z różnymi producentami, więc to wyglądało trochę inaczej niż produkcje “ty i jeden producent” na cały album. Wtedy to jest jakiś team i wewnątrz tego działacie. Pierwsze trzy płyty tak robiłem. Praktycznie jeden producent czuwał nad całością.
Teraz jest trochę inaczej, więc nauczyłem się dużo selekcjonować od siebie, natomiast nadal bardzo cenię sobie zdanie producentów. Jeżeli już podejmuje współpracę z jakimkolwiek producentem, robię to nie bez powodu. Liczę się z jego zdaniem i z tym, co sądzi. Ja to wiem na pewno mniej niż on.
Drugie życie dostał twój kawałek “Dom Nad Wodą”, jaka była twoja pierwsza reakcja, gdy usłyszałeś wersję Wani?
– Bardzo mi się to spodobało. To się zaczęło od Kroolika. Poznaliśmy się kiedyś, on jest wokalistą, który między innymi nagrywał z Peją. To wszystko zaistniało na TikToku. Jego pierwszy filmik wygenerował nagle odtworzenia w milionach. Później poszła Wani i to już wymknęło się spod kontroli. Zanim usłyszałem jej wersję, wiedziałem, że coś się dzieje, bo na kanwie TikToka Kroolika coś już niestandardowo działało. Jestem do dziś zaskoczony tego skalą. To, co zrobiła Wani, bardzo mi się podoba, zresztą poznaliśmy się. Uważam, że dziewczyna ma super głos i myślę, że jeszcze dużo przed nią.
Myślisz, że w przyszłości usłyszymy jakiś wasz wspólny kawałek?
– Myślę, że są takie szanse.
Niedawno premierę miała twoja nowa EP-ka. Chciałbyś o niej opowiedzieć parę słów?
– Bardzo chętnie, nazywa się “00 EP”. Ten tytuł wynika z lat dwutysięcznych, dla mnie to jest trochę przewrotna rzecz, bo większość gości, to ludzie, którzy mniej więcej w tamtych latach się urodzili. Ja wtedy wydawałem swój pierwszy, solowy album. Nie jest to EP-ka na starych bitach, która w sposób muzyczny nawiązuje do tamtych czasów, tylko wręcz odwrotnie. Dla mnie to taka trochę zajawka przed płytą, żeby stworzyć coś w warunkach absolutnie na nic nie kalkulowanych. Nie posiadających deadline’u, nagrywanych i powstających bez bardzo dużego ciśnienia. Zwykle do tekstów przywiązuję dość dużą wagę, a tutaj troszkę mniejszą. To było dla mnie nowe. Wiem, że młodzi robią muzykę tak, że spotykają się w studio i cały numer i tekst od a do z powstaje w studio. Przy tej EP-ce tak w większości zrobiliśmy.
Sporo jest tam freestyle’u, są młode ekipy, BSK, 3BRAT z Brunem, Vkie, którego w końcu miałem okazję poznać. Supermiło, bo zawsze deklarował, że wychowywał się na moich płytach. No i bango (balenci), wielu może powiedzieć, że to już jest najbardziej oddalony kierunek muzyczny od moich, ale bardzo miło mi się z nim współpracowało i wydaje mi się, że to jest ciekawe połączenie. Fajne, że nie było to na nic obliczone. W zasadzie te osoby nie mają na dzień dzisiejszy zbyt wielkich zasięgów, chciałem, żeby to wybrzmiało, że ja nie chcę nic na tym zyskać. Chcę po prostu poprzecinać się z fajnymi ludźmi, którzy mają super potencjał, robią i będą robić świetną muzykę, pójdą z tym daleko, a najlepsze jeszcze przed nimi.
Wokół wszystkich wspomnianych gości robi się teraz ogromny szum. Myślę, że to może być nowa fala na polskiej scenie.
– Tak mi się wydaje. Nie chciałbym sobie przypisywać takich zasług, ale to jest ciekawe zjawisko. Pamiętam jak w 2019 roku robiłem numer “Gorzka woda” i były tam dwa cut’y, “ze starymi” i “z młodymi”. Zorientowałem się teraz robiąc tę EP-kę, że gdy Oki czy Zdechły Osa dogrywali się do tego numeru, to nie mieli jeszcze takich karier, jakie mają dzisiaj. Ale żadnego sukcesu sobie nie przepisuję tylko po prostu się tym jaram.
To co teraz robią Oki, Zdechły Osa czy Jan-rapowanie, który powraca na scenę, pokazuje, że ta moc jest w młodych i hip-hop cały czas ma się świetnie.
– Ustalmy fakty, taki Oki do niedawna to wręcz z mojej strony zero podjazdu do zasięgów. To jest top kariera i chwała mu za to.