![Przebiśniegi o swojej przyszłości: “Nie traktujemy naszego zespołu, jako trampoliny do solowych projektów” [WYWIAD] Przebiśniegi o swojej przyszłości: “Nie traktujemy naszego zespołu, jako trampoliny do solowych projektów” [WYWIAD]](https://i2.wp.com/i.iplsc.com/-/000KW2TSN5QDLY04-C461.jpg?w=1024&resize=1024,0&ssl=1)
Wiktor Fejkiel (Interia Muzyka): Po sielankowych “Letnich myślach” pojawiła się mroczna, pełna paranormalnych motywów EP-ka “Zjawy”. Skąd pomysł na tak kontrastujące brzmienie?
Joanna Jewuła: Nigdy nie ograniczaliśmy się do jednej stylistyki – najważniejsze było dla nas eksplorowanie różnych kierunków muzycznych. Gdy pojawiła się bardziej mroczna, alternatywna koncepcja, naturalnie zaczęliśmy ją rozwijać, aż powstała cała EP-ka.
Od początku zakładaliście, że chcecie stworzyć coś zupełnie innego od poprzednich utworów?
Joanna Jewuła: Nie było takiej intencji, by świadomie kontrastować z wcześniejszą twórczością. To efekt tego, co odczuwaliśmy w danym momencie. Pierwszy utwór powstał w takiej konwencji, więc naturalnie zaczęliśmy rozwijać ten kierunek. Stopniowo pojawiały się kolejne kompozycje inspirowane metaforyką zjaw i baśni. Nie było tu z góry założonego konceptu, tylko organiczny proces twórczy.
Jan Borys: Chciałem, żeby tym razem brzmienie było bardziej alternatywne. Miałem poczucie, że cały zespół podświadomie zmierzał w tę stronę. Rozmawialiśmy o tym już wcześniej, ale trudno powiedzieć, na ile było to świadome dążenie do zmiany.
Markus Żamojda: Od początku podchodziliśmy do tego projektu w nieco inny sposób. Nie zależało nam na tworzeniu utworów według określonych schematów. Nie zastanawiałem się, jak długie mają być kompozycje ani czy refren powinien się powtarzać. Nie kierowaliśmy się zasadami typowymi dla muzyki pop – stąd naturalny zwrot w stronę bardziej alternatywnego brzmienia, który ostatecznie ukształtował “Zjawy”.
Jakie emocje chcieliście uwypuklić na tej EP-ce?
Markus Żamojda: W przypadku “Zjaw” najmocniej wybrzmiewa tęsknota i poczucie oddalenia, ale z silnym pragnieniem bliskości. Całość ma w sobie coś z zimowej nostalgii – bo materiał powstawał właśnie zimą.
Joanna Jewuła: W każdym utworze obecna jest samotność, choć objawia się ona w różnych wymiarach. W “Zjawach” czy w “Warszawie” jest to tęsknota za kimś konkretnym, samotność wywołana brakiem drugiej osoby, natomiast w “Demonach” wynika ona z poczucia niezrozumienia – zarówno przez innych, jak i przez samego siebie. To właśnie ta samotność, rozumiana na różne sposoby, stanowi wspólny motyw EP-ki.
Mam wrażenie, że brakuje tutaj momentów nadziei, wytchnienia. Takie “katharsis” było czymś, co chcieliście wywołać wśród odbiorców?
Joanna Jewuła: Mam wrażenie, że nadzieja nie wybrzmiewa tu wyraźnie, bo nie towarzyszy ona każdemu stanowi emocjonalnemu, który dotyka człowieka. Przyjrzeliśmy się momentom, w których nie odgrywa ona kluczowej roli. Na przykład kiedy za kimś tęsknimy, nadzieja na ponowne spotkanie, owszem, istnieje gdzieś w tle, ale niekoniecznie znajduje się na pierwszym planie. Podobnie jest w przypadku samotności czy niezrozumienia – pragnienie zmiany istnieje, ale nie zawsze jest wyrażone wprost. Utwory na albumie “Letnie myśli” miały w sobie więcej radości i beztroski, a tutaj skupiliśmy się na innej sferze emocjonalnej.
EP-ka “Zjawy” pełna jest metafor i baśniowych odniesień, czego zwieńczeniem są wyróżniające się maski – pojawiają się chociażby na okładce i w materiałach promocyjnych. Co one konkretnie symbolizują?
Joanna Jewuła: Zaprojektowała je Amelia Eksner po przesłuchaniu naszych utworów – to jej interpretacja naszej muzyki. Jeśli chodzi o znaczenie, to sama maska jest czymś, co zakrywa twarz, a przede wszystkim oczy, które są postrzegane jako zwierciadła duszy. W materiałach promujących EP-kę w pewnym momencie zdejmujemy maski. To dla mnie symbol pewnego rodzaju przejścia. Odkrywamy swoje emocje zarówno przed sobą, jak i przed drugim człowiekiem, co na pewno stanowi ważny element symboliki masek. Dodatkowo chcieliśmy, by były one w pewien sposób reprezentacją tego, co zawieramy w tekstach – swobodną interpretacją wizualną na temat postaci baśniowych, które posłużyły nam jako źródła metaforyki.
Każdemu z czterech utworów przypisaliście inną maskę, zjawę oraz członka zespołu. Mieliście jakieś momenty zawahania, do kogo która najbardziej pasuje?
Markus Żamojda: Koncept masek był od samego początku na tyle ekscytujący, mocno się zastanawialiśmy nad tym, do kogo trafi każda z nich.
Joanna Jewuła: Przypisywaliśmy utwór do członka zespołu na podstawie udziału osoby w danej piosence. W ten sposób, za sprawą epickiej partii perkusyjnej w “Warszawie”, utwór trafił do Janka Borysa. Z kolei w “Demonach” Jan Bąk śpiewa pierwszy wokal, więc naturalnie dostał on maskę pod tę piosenkę. Największy dylemat mieliśmy w przypadku “Zjaw” i “Eliksiru”, bo głosy moje i Markusa wybrzmiewają tam w równym stopniu. Koniec końców, do mnie trafiły “Zjawy”, a do Markusa “Eliksir”, bo tak poczuliśmy.
Tak wyraźna ekspozycja was – indywidualnie – to początek solowych karier?
Markus Żamojda: Myślę, że nie. Nie traktujemy Przebiśniegów jako trampoliny do solowych projektów. Wszyscy jesteśmy ze sobą mocno zżyci, więc to naturalne, że nasz kwartet będzie rdzeniem twórczości każdego z nas. Robienie muzyki samemu jest satysfakcjonujące, ale tworzenie jej razem z resztą to inny wymiar. Ktoś kiedyś powiedział bardzo fajne słowa, z którymi mocno się utożsamiam: samemu można iść szybciej, ale z kimś można iść dalej. One dobrze oddają kwintesencję pracy w zespole.
Joanna Jewuła: Zgadzam się z Markusem. Aczkolwiek nie da się ukryć, że zespół tworzą cztery osoby i jest to pewien zbiór indywidualności, więc przydzielenie masek do osób poniekąd uwypukla fakt, że jesteśmy grupą złożoną z oryginalnych jednostek, które działają razem.
Jan Bąk: We wspólnotowości tkwi klucz do działań artystycznych. Wspólne tworzenie jest dużo łatwiejsze i bardziej satysfakcjonujące. Twórcza samotność bywa straszna.
Utworem, który przykuł moją największą uwagę, jest “Warszawa”. Ta piosenka jako jedyna jest osadzona w bardzo konkretnej legendzie (tu akurat o Warsie i Sawie). To naprawdę ciekawy zabieg, by współczesne piosenki ubierać w takie baśniowe motywy.
Markus Żamojda: Myślę, że skręciliśmy w tę stronę dosyć intuicyjnie. Oczywiście jest tam pewne niedopowiedzenie, bo w tekście przewija się ocean, a w legendzie występuje rzeka. Jednak w pewnym momencie podłapaliśmy motyw syreny i rybaka, więc naturalnie skręciliśmy w stronę tej baśni i jakoś się to złożyło w spójną całość, włącznie z tytułem. Jak tylko pomyśleliśmy, że ten utwór brzmi jak “Warszawa”, wszystkie puzzle złożyły się w obrazek, który ma sens.
Niesamowitą dbałość przykładacie również do różnego rodzaju ambientów – w “Warszawie” są to na przykład dźwięki fal, słyszalne już od pierwszych sekund.
Jan Borys: Tak, uwielbiamy budowanie utworów w ten sposób. To dla nas niezwykle ważne. Wiąże się z tym też pewien “inside joke”, który dotyczy naszych znajomych, ale nic więcej nie zdradzę (śmiech).
Markus Żamojda: Słuchacze mogą w naszych utworach doszukiwać się różnych ambientowych brzmień: między innymi odgłosów wydawanych przez zwierzęta, czy dźwięków związanych z różnymi sytuacjami meteorologicznymi – deszczu, wiatrów, wichur. Przewijają się w naszych utworach od początku i będą się przewijały dalej, więc zachęcamy naszych odbiorców do słuchania jeszcze głębiej, bo to naprawdę dla nas ważne.
Joanna Jewuła: Ambienty, których używamy w piosenkach działają trochę jak udźwiękowienie historii zawartych w tekstach – podkreślają fabułę. Jest w tym coś z filmu.
Jan Bąk: Ta filmowość jest tutaj o tyle istotna, że dźwięki wprowadzają jakąś scenę, tak jakby urywała się fabuła i pojawiała się piosenka. Lubimy tę sceniczność w naszej muzyce. Oczywiście istnieje niebezpieczeństwo ilustracyjności, ale staramy się stosować te zabiegi w taki sposób, żeby to raczej poszerzało, a nie spłaszczało odbiór. I wydaje mi się, że brzmienie fal jest interesujące, że tworzy jakieś przesunięcie znaczeniowe – Warszawa kojarzy się raczej z rzeką niż oceanem, więc dokonaliśmy transpozycji wspomnianej legendy na szersze wody.
Zarówno “Warszawa”, jak i tytułowe “Zjawy” opowiadają tragiczne historie o miłości. Są tu jakieś metafory do waszych osobistych przeżyć, czy wolicie oddzielać bohaterów utworów od swojego prywatnego życia?
Joanna Jewuła: Utwory z EP-ki na pewno nie odnoszą się do konkretnych historii zaczerpniętych z naszych osobistych doświadczeń. Dotykają one jednak stanów emocjonalnych, których każdy z nas doświadczył i których mogą doświadczyć także wszyscy odbiorcy naszej muzyki. Bazując na własnych emocjach, które są uniwersalne, utkaliśmy więc warstwę fabularną będącą ich odzwierciedleniem.
Jan Bąk: Tak jak mity i legendy – te historie są oparte na uniwersalnym ludzkim doświadczeniu. Można powiedzieć, że nikt nie przeżył dokładnie takich samych historii, ale każdy je rozumie. Żaden mit nie ma jednego autora, dlatego staraliśmy się, żeby te piosenki były właśnie nie do końca osobiste. To dotyczy także mojego szerszego doświadczenia. Ilekroć próbowałem pisać o sprawach bardziej osobistych, miałem wrażenie, że to nie wychodzi. Jednak gdy wchodziłem w stronę obrazowości, tworząc sobie bohaterów jakiejś sceny, to wszystko zaczynało działać. I wydaje mi się, że to jest właśnie mechanizm, który też zachodzi u nas, szczególnie że jesteśmy zespołem, który ma różne indywidualne przeżycia, a mimo to potrafimy pisać wspólne piosenki.
Jan Borys: Podczas tworzenia chociażby “Warszawy”, nie potrafiłem się z nią utożsamić. Udało mi się to dopiero po nagraniu tego utworu i wielu jego odsłuchach. I o ile nie bazowaliśmy bezpośrednio na osobistych przeżyciach, to zależało nam na przekazaniu pewnej emocjonalności, która w każdym z nas siedzi. Chcieliśmy, by te historie miały charakter uniwersalny, żeby każdy mógł się z nimi utożsamić.
Sam proces tworzenia tej EP-ki różnił się od tego, jak powstawał wasz debiutancki album “Letnie myśli”?
Markus Żamojda: Oczywiście, że tak – głównie za sprawą tego, że nie pisaliśmy jej w okresie wiosenno-letnim. “Zjawy” powstawały na przełomie października i listopada, w trakcie zimowej chandry, więc to zdecydowanie odbiło się na muzyce. Był to zimowy projekt – pisaliśmy go w zamknięciu, w czterech ścianach. Zdecydowanie nadało to piosenkom inny charakter. Pisaliśmy je w Warszawie, więc część tych utworów miała trochę bardziej miejski klimat. Wyobrażaliśmy sobie, że niektóre z opisanych przez nas historii dzieją się w zamkniętych pomieszczeniach, w klubach, w domach. Na pewno nie jest to projekt letni, nie został napisany z tą energią.
Jan Borys: Istotną zmianą w tym projekcie było też to, że od samego początku uczestniczyłem w procesie twórczym jako czwarty członek zespołu. To bardzo ważny krok dla mnie, ale także dla zespołu – otworzyć się na kolejną artystycznie zaangażowaną osobę. To był super moment.
Markus Żamojda: Tak, bo do każdego utworu nagrywaliśmy bębny na żywo. To było wyzwanie, ale też świetne doświadczenie. Nagrywanie partii perkusyjnych w warunkach domowych nie zawsze przynosi spodziewane efekty, dlatego na cały dzień weszliśmy do studia, gdzie Janek pracował nad każdym utworem i zrobił to fenomenalnie.
Jak to wyglądało od strony songwriterskiej? Tworzenie tych fabuł i opowieści przychodziło wam z łatwością? Musieliście wybierać spośród wielu utworów, czy raczej skupiliście się nad tymi czterema piosenkami i dużo nad nimi myśleliście?
Joanna Jewuła: Absolutnie nie zastanawialiśmy się nad tym wszystkim. Myślę, że tworzenie historii przychodzi nam z dużą łatwością. Postaci, które ostatecznie znalazły się na EP-ce jako metaforyczne odniesienia pojawiły się zupełnie spontanicznie pod wpływem tego, co czuliśmy w danym momencie i jakie wersy pojawiły się na początku pisania.
Jan Borys: Dla całego naszego zespołu to jest najprostszy element. Tworzenie muzyki i malowanie historii to coś, co zawsze przychodzi nam naturalnie. Jeszcze zanim dołączyłem do zespołu, obserwowałem pracę Asi, Markusa i Janka i podziwiałem, z jaką niesamowitą łatwością to z nich wypływało. Myślę, że jednym z największych atutów Przebiśniegów jest właśnie ta autentyczność i płynność procesu twórczego. Największym problemem dla nas staje się raczej organizacyjna część pracy, ale to już po stworzeniu utworów.
Dostaliście nominację do Bestsellerów Empiku (Odkrycia Empiku – Muzyka), a teraz do nagrody Fryderyk (Fonograficzny Debiut Roku 2024) – czy tego typu plebiscyty dla was, jako wciąż początkującego zespołu, w jakiś sposób stanowią realną wartość?
Jan Borys: Myślę, że jednogłośnie możemy odpowiedzieć, że to dla nas ważny aspekt i naprawdę się z tego cieszymy.
Jan Bąk: Jest to o tyle istotne, że pomaga w dotarciu do szerszego grona odbiorców. To miłe też dlatego, że jakaś komisja dostrzegła nasz trud i wysiłek. To struktury, które funkcjonują od lat i stanowią pewien wyznacznik jakości. Ludzie śledzą takie plebiscyty.
Joanna Jewuła: Na pewno jesteśmy ogromnie wdzięczni za wszystkie nominacje i za docenienie naszej pracy. Myślę, że dla każdego artysty jest to zawsze ogromne wyróżnienie.
Jakie macie plany na najbliższy czas?
Jan Bąk: Zagramy kilka koncertów. 8 maja wystąpimy w warszawskiej Hydrozagadce – w miejscu, do którego uwielbiamy wracać. 11 kwietnia zagramy we Wrocławiu. W lecie pojawimy się na Męskim Graniu. Odwiedzimy też sporo innych miast – o wszystkim będziemy informować na bieżąco na naszych profilach w mediach społecznościowych.