![Sonny Sandoval (P.O.D.): “Nie chcę niczego, co świat ma do zaoferowania” [WYWIAD] Sonny Sandoval (P.O.D.): “Nie chcę niczego, co świat ma do zaoferowania” [WYWIAD]](https://i1.wp.com/i.iplsc.com/-/000KTWRZ63V68OPL-C461.jpg?w=1024&resize=1024,0&ssl=1)
Tymoteusz Hołysz, Interia Muzyka: Niedawno wydałeś książkę “Son of Southtown”. Czego czytelnicy mogą się z niej dowiedzieć?
Sonny Sandoval: – Tak, to prosta lektura. To tak, jakbyśmy rozmawiali. Szybki przegląd całego mojego życia. Gdzie się urodziłem, skąd pochodzę. Jest o mojej rodzinie, dzielnicy, a potem zabiera czytelnika w moją podróż z wiarą, odejście mojej matki, propozycję dołączenia do zespołu. Przechodzi przez czasy niezależnej muzyki, podpisanie kontraktu z dużą wytwórnią, sukces i próbę zrozumienia, kim jestem oraz pozostania temu wiernym. Książka dociera do około 2019 roku, a ja mógłbym napisać i pewnie napiszę kolejną, dopinającą wszystkie szczegóły. To szybka lektura pozwalająca fanom nadrobić zaległości w moim życiu. Dla mnie to o wiele więcej niż tylko książka.
Pisanie o swojej przeszłości musiało być ciekawą podróżą. Trafiłeś na momenty, które wymagały szczególnej delikatności lub porzucenia pewnych wątków?
– Nie spodziewałem się tego. Wspominasz, wracasz myślami i trafiasz na rzeczy, których nie pamiętasz albo nie wiesz, czy właśnie tak było. Zaczynasz myśleć: “Czy jestem już za stary? Nie pamiętam nic sprzed pewnego roku, albo może to rzeczy, które zakopałem głęboko w pamięci”. W sumie był to zdrowy proces. Moja książka ma dawać nadzieję, a więc sam muszę ją mieć. Patrząc wstecz, jest to po prostu uspokajające, kiedy myślę sobie: “Tak, nadal jestem tu po tylu latach. Nadal kocham Boga. Nadal kocham ludzi. Jestem zaszczycony, że mogę robić to, co robię”. Mam tylko nadzieję, że ta książka będzie znaczyć coś dla każdego, kto ją przeczyta.
Jej podtytuł mówi o życiu pomiędzy dwoma światami. Jak byś je zdefiniował i napięcia między nimi?
– Odkąd pamiętam, wychodząc przed dom w mojej dzielnicy zwracałem uwagę na szalony świat, który nas otacza. Świat rock’n’rolla również jest szalony. Nagle zjawia się ktoś taki jak ja, kto podjął zobowiązanie wobec Boga i stara się być wierny swoim obietnicom. Rock’n’roll nie jest normalnym miejscem, aby to robić. Nie sądzę, żeby większość ludzi to robiła. Nie chcę być postrzegany jako wzór chrześcijaństwa ani mówić, że jestem idealny czy coś podobnego. Po prostu w moim sercu zawsze było przekonanie, że chcę postępować właściwie. Chcę pomagać ludziom. Chcę robić dobre rzeczy na tym świecie.
Rock’n’roll jest bardzo samolubnym miejscem, można się w tym pogubić, kiedy świat mówi: “weź to wszystko, to wszystko jest twoje”. Naprawdę trzeba usiąść i zastanowić się. Po całym tym czasie zdałem sobie sprawę, że nie chcę niczego, co świat ma do zaoferowania. Jestem błogosławiony tym, skąd pochodzę, relacjami, które zbudowałem, doświadczeniami, które miałem. Jestem zadowolony.
Mogę sobie wyobrazić, że bycie chrześcijaninem na scenie metalowej bywa trudne. Czy spotkałeś się z nieprzyjemnymi sytuacjami z tego powodu?
– Nie, nigdy. Jeśli już, to wszyscy ludzie rock’n’rollu są kochani. Wydaje mi się, że metalowcy i rock’n’rollowcy próbują kreować się na “sex, drugs & rock’n’roll” i “spójrz na mnie, jestem taki twardy”, ale 99% z nich to prawdziwe misiaki. Nie można ich porównać z ludźmi, z którymi dorastałem, nie można ich porównać z rzeczami, które musieliśmy znosić. Moje relacje z ludźmi rock’n’rolla są niesamowite i nie zamieniłbym ich na nic. Uwielbiam każdą z nich, ale tak jak mówiłam, jeśli chcesz się w tym zatracić, możesz to zrobić. Spora część tego wszystkiego to tylko fasada. Myślę, że każdy z nich po prostu przechodzi swoją własną podróż, czy to podejmując właściwe decyzje, stroniąc od używek czy próbując pozostać przy życiu. Łatwo się w tym zaplątać, jeśli nie jesteś wystarczająco uważny.
Twórczość P.O.D. niekoniecznie narzuca słuchaczowi jakiś określony światopogląd. Jak udaje ci się osiągnąć tę równowagę, między byciem chrześcijaninem, a jednocześnie nie wykluczaniem nikogo ze swojej muzyki?
– Zawsze chcieliśmy inspirować ludzi i to jest cała sprawa. Nigdy nie byłem akceptowany przez chrześcijan, więc nie tworzyliśmy muzyki dla chrześcijan, tworzyliśmy muzykę dla wszystkich. Chociaż, jeśli robiliśmy to dla wszystkich, to robiliśmy to również dla chrześcijan (śmiech). Nie skupialiśmy się na konkretnej grupie odbiorców. To było dla każdego, kto chciał słuchać. Kiedy zaczynaliśmy niezależnie, byliśmy młodzi i niedojrzali. Nawet teraz, kiedy czytam wiele tekstów lub słucham starych nagrań odczuwam lekkie zażenowanie. Myślę, że chcieliśmy, aby nasza muzyka tłumaczyła się w sposób, który nie narzuca ludziom, jak mają żyć, albo że ja mam rację, ty się mylisz.
Wystarczająco dużo jest tego w religii. Wszystkie zasady i “my jesteśmy tacy dobrzy, a ty nie”. Nasza muzyka nigdy nie miała taka być. Ma robić to, co powinna robić muzyka. Ma sprawić, że poczujesz się dobrze, że się uśmiechniesz. Przynajmniej taka muzyka, której lubię słuchać. Chcę, żeby to poruszyło mojego ducha, a nie tylko mnie bawiło. Zawsze chcieliśmy, żeby nasza muzyka taka była.
A Jakiej muzyki ostatnio słuchasz?
– Jestem wielkim fanem muzyki reggae, hip-hopu, ale wiem, że się starzeję, bo nie mogę się tak naprawdę utożsamić z dzisiejszym hip-hopem. Po prostu nie sądzę, że jest tak dobry jak kiedyś, ale jestem pewien, że to tylko moja starość (śmiech). Lubię obserwować wiele hardcore’owych zespołów, które dopiero się pojawiają i jeszcze się nie sprzedały, nie są z Hollywood i nadal są sobie wierne. Daj mi cokolwiek, jeśli jest autentyczne, prawdopodobnie mi się spodoba.
Muszę zapytać o twój album reggae. Powstał jeszcze przed “Veritas”. Nadal planujesz go wydać?
– Tak, właściwie z moim audiobookiem otrzymasz do pobrania jedną z piosenek, jeśli kupisz go online. Nagrałem ją podczas Covidu. Mam nadzieję, że za kilka miesięcy wydam singiel, a potem po prostu puszczę płytę. Siedzę na niej już od kilku lat, więc dla mnie jest już stara. Chcę, żeby to poszło w świat, żeby ludzie mogli to znaleźć. Bez wielkiej promocji, bez szalonych wytwórni, po prostu zrobić wszystko niezależnie. Chciałem skupić się na graniu koncertów, a potem planuję w lecie w czasie wolnym od pracy – jeśli w ogóle będę taki miał, żeby wejść i napisać coś świeżego. Jeszcze trochę muzyki. Wydam ją, po prostu potrzebuję czasu. Chciałem najpierw nagrać płytę P.O.D.
W jednym z wywiadów wspomniałeś, że bardziej konserwatywnym chrześcijanom nie podoba się wasza muzyka. Mówili, że nie jesteście wystarczająco chrześcijańscy. Czy uważasz, że ta perspektywa zmieniła się na przestrzeni lat?
– Wciąż do czynienia mamy z ultrareligijnymi ludźmi, zawsze tak będzie. Nie wiem, czy kiedykolwiek się zmienią. Oni nie osądzają tylko mnie, osądzają wszystkich. To jest coś, co będą musieli przeżyć i wyciągnąć z tego wnioski. To było dawno temu. Ludzie znacząco poluzowali, ale jako ex-ultrareligijni, skupiają się na tak bardzo drobnych rzeczach, że nie mają one tak naprawdę znaczenia. Skupiają się na opiniach, a nie na rzeczywistej prawdzie i wielkich “tak” i “nie”, które mówi Bóg.
Popełniliśmy jako wierzący wiele błędów, ale jesteśmy ludźmi i dlatego zawsze staram się zachęcać innych, aby przestali szukać odpowiedzi w człowieku, w grupie czy kościele. To wszystko są piękne rzeczy, ale w ostatecznym rozrachunku w naszym interesie jest wiedzieć, kim jest Bóg, poprzez relację z Nim. Znając Jego słowo, nie polegając na nikim, kto wskaże ci drogę.
Powiedziałbyś, że zinstytucjonalizowana religia uczyniła ją bardziej konserwatywną?
– Tak, myślę, że wszystkie religie używały swojego tekstu lub swoich pism dla wielu osobistych korzyści, a nawet dla własnej ideologii. Ludzie zawsze mówili nam: “powinieneś zrobić to, powinieneś zrobić tamto”, a ja na to: “cóż, nie tak to odczytuję, to nie jest to, co jest napisane w Biblii”. Kiedy studiujesz to na głębszym poziomie, zauważasz, że to nie o to chodzi. To bardzo powierzchowne. Większość kościołów i chrześcijan i tak mnie frustruje tylko dlatego, że jest tym, czym jest.
Myślę, że wpadliśmy w taki schemat. Od jednostki zależy, czy dowie się, kim jest Jezus. Świat, a nawet instytucja kościoła i chrześcijaństwo namalowały portret Jezusa, który nie jest prawdziwy. To nie jest Jezus, o którym czytam w Piśmie Świętym. To nie Jezus buntownik, to nie Jezus punkowiec, przeciwny zorganizowanym religiom i przeciwny nieuczciwym rządom, który jest po stronie ludzi. Zrobili z niego takiego europejskiego zwesternizowanego niebieskookiego blondyna, bogatego, sławnego i pięknego, a to nie jest Jezus, o którym czytałem.
Jestem prawie pewien, że gdyby zobaczył wszystkie dzisiejsze konserwatywne ugrupowania, byłby im zdecydowanie przeciwny.
– (śmiech) Tak, przewracałby stoły i pytał: “Co wy robicie”. Myślę, że ich intencje są do pewnego stopnia dobre. Większość z nas ma dobre intencje z miłości, ale po prostu nie trafiamy w sedno.
Koniec końców, wszystko sprowadza się do bycia dobrym człowiekiem.
– No cóż, Jezus tak powiedział. Jeśli już, to po prostu kochaj Boga całym swoim sercem, umysłem i duszą i kochaj ludzi. Gdybyśmy mogli od tego zacząć, nie byłoby żadnych wojen, pomagalibyśmy ludziom, służylibyśmy ludziom tylko tym jednym przykazaniem. Przed nami jeszcze wiele do nauczenia się na nowo.
Wróćmy do muzyki. Jeden z największych przebojów P.O.D., “Youth of the Nation”, został wydany prawie 24 lata temu. Czy nadal uważasz, że ta piosenka jest tak samo aktualna dzisiaj, jak była wtedy?
– Myślę, że jest nawet bardziej aktualna, zwłaszcza teraz, gdy mamy dostęp do mediów społecznościowych i wiadomości ze świata w sekundę w sekundę. Myślę, że nasze mózgi, umysły i serca są przytłoczone wszystkim, co ten świat na nas rzuca. Otwierasz telefon i wszystko jest przygnębiające. Kiedy byłem w twoim wieku lub młodszy, nigdy nie słyszeliśmy słów takich jak lęk czy depresja. Wiem, że istniały choroby psychiczne i inne tego typu rzeczy, ale nie byliśmy bombardowani wszystkim tak jak dzisiaj. Wtedy tempo było znacznie wolniejsze.
Chociaż dało odczuć się to szaleństwo, kiedy byłem młody, czuję, że mieliśmy sekundę, aby się przez nie przebić i poświęcić chwilę, aby zatrzymać się i wyłączyć świat. Pójść na plażę, oglądać zachód słońca, patrzeć na gwiazdy, cokolwiek. Teraz młodzi ludzie tego nie robią. Wszystko jest tuż przed nimi. To sprawia, że jesteśmy niespokojni, przygnębieni. Więc tak, jest to bardziej aktualny kawałek i nadal odnosi się do wszystkiego, o czym mówiliśmy, niezależnie od tego, czy chodzi o prawo do posiadania broni, zwątpienie w siebie czy zastraszanie. Wszystkie te rzeczy są dziś bardziej aktualne.
P.O.D. zadebiutowali na scenie w 1992 roku. Jak to się dzieje, że Tobie i reszcie zespołu wciąż udaje się zachować kreatywność i wnosić świeże pomysły?
– Myślę, że musimy. Wciąż jesteśmy głodni. Nawet jeśli odnieśliśmy sukces, to nie jest to sukces gwarantujący nam emeryturę z milionami na koncie. To nic takiego. Jesteśmy ciężko pracującym zespołem. Wciąż koncertujemy, wciąż tworzymy muzykę, więc wciąż jesteśmy głodni. Większość zespołów potrafi wyprzedać wszystkie areny, a mają dwie płyty i nawet się nie lubią. Nie tworzą muzyki, ale mają rock’n’rollową robotę i mogą przejść na emeryturę w dowolnym momencie. Wiele zespołów i muzyków nie jest głodnych, więc myślę, że to jest to, co nas napędza. Nadal jesteśmy fanami muzyki, sztuki, kochamy to, co robimy i będziemy to robić tak długo, jak tylko ludzie będą zwracać na nas uwagę.
Wasz ostatni album był jednym z najcięższych w karierze. Czy planujecie dalej podążać w tym kierunku, czy kolejny zwolni tempo?
– Materiały są odzwierciedleniem nas w danym momencie. Ostatnia płyta “Circles” była bardziej alternatywna i zawierała wiele fuzji tego, co lubimy. Ale to było odpowiednie w tamtym momencie. Kiedy pisaliśmy “Veritas”, było to w samym środku COVID-u. Doświadczaliśmy wielu osobistych dramatów, jeszcze wiele problemów jest wciąż w zespole P.O.D. Wszystko to wychodzi naturalnie, jako odzwierciedlenie rzeczywistości. Tym są nasze płyty.
Otrzymujesz rzeczywisty fragment P.O.D. w czasie. Niektórzy ludzie piszą teksty w pamiętniku lub dzienniku, więc dostajesz materiał napisany 20 lat temu. Nie piszę w ten sposób. Pod wieloma względami nie czuję się tak jak 20 lat temu. Dostajesz mnie albo dostajesz P.O.D., takich, jacy jesteśmy teraz.
Jesteś w trasie koncertowej po Europie. Wspomniałeś, że w zespole wciąż jest trochę napięć. Jak udaje wam się przez to przejść jednocześnie koncertując?
– Jesteśmy braćmi. W tej chwili, z Marcosem, moim gitarzystą i Traą, moim basistą, wszyscy jesteśmy na dobrych stosunkach. Przez ostatnie lata mój kuzyn, który jest perkusistą, był poza zespołem. Nie brał udziału przy nagrywaniu ostatniej płyty, co jest w porządku, bo tak jak powiedziałem, to tylko taki okres. To sezon tego, przez co przechodzimy, ale P.O.D. będzie nadal tworzyć muzykę. To jest to, czym się zajmujemy. Nienawidzę tak mówić, bo brzmi to niewdzięcznie, albo jakbyśmy nie byli w tym dla sprawy, albo dlatego, że kochamy muzykę lub nie mamy nic wspólnego z pieniędzmi, ale to jest nasza praca.
Obecnie nie ma go tutaj tylko dlatego, że ma do czynienia ze swoimi własnymi sprawami w życiu. To jest miejsce, w którym się teraz znajdujemy. Jutro wszystko może się zmienić. Zawsze jesteśmy pełni nadziei, ale w międzyczasie skupiamy się na tym, co jest przed nami i w tej chwili ja promuję moją książkę i mam nadzieję, że ludzie ją przeczytają. Potem jedziemy do Europy i koncertujemy. Cały czas żyjemy chwilą.
Jakie destynacje koncertowe są dla ciebie najbardziej ekscytujące podczas europejskiej trasy?
– Oczywiście kraje, w których nie grywamy zbyt często, Polska jest jednym z nich. Wydaje mi się, że nasz pierwszy koncert jest w Bułgarii i nigdy tam nie byliśmy. Gramy w Rumunii, tam też nigdy nie byliśmy. To są błogosławieństwa, które otrzymujemy. Po tylu latach wciąż możemy jeździć do najpiękniejszych krajów świata i cieszyć się ich bogatą historią. Nie jesteśmy zblazowani. Przeszliśmy tak wiele w naszej karierze, że moglibyśmy mieć to wszystko gdzieś. Znam zespoły, które mówią: “Nienawidzę jeździć do Europy. Nienawidzę tego robić. Nienawidzę tam grać tam koncertów”, a my na to: “Żartujesz sobie? To jest niesamowite”. Jestem tu 33 lata później i wciąż tworzę muzykę. Wciąż podróżujemy po świecie i zwiedzamy kraje, w których nigdy nie byliśmy, to jest absolutnie niesamowite.