
Katarzyna Pruszkowska: Jakie powinny być nasze pierwsze kroki, kiedy dopiero zaczynamy wprowadzać zmiany, na przykład chcemy zadbać o zdrowie i zrzucić nadprogramowe kilogramy?
Katarzyna Kucewicz: – Jeśli mamy do redukcji sporą ilość kilogramów warto jest zrobić to przy pomocy specjalistów- lekarza, dietetyka, trenera także psychologa, z którymi będziemy się od czasu do czasu kontaktować w trakcie tego procesu. Specjalistów których wykształcenie i doświadczenie będzie jakoś udokumentowane. To absolutnie podstawowe kryterium, bo są zawody, które nie zostały uregulowane, jak na przykład zawód dietetyka czy psychoterapeuty. Można więc trafić na kogoś, kto nie ma kompetencji, by pracować z ludźmi, a swoje rady opiera wyłącznie o własne doświadczenia. Ukończenie weekendowego kursu nie załatwia sprawy, podobnie jak posiłkowanie się swoim doświadczeniem i przenoszenie ich na ogół. To, co pomogło jednej osobie, niekoniecznie pomoże drugiej, nie mówiąc już o tym, że może jej nawet zaszkodzić. Dlatego ja zachęcam do tego, by na początku drogi poświęcić czas i poszukać naprawdę dobrych osób, a przed decyzją o podjęciu współpracy sprawdzić, czy dany ekspert ma odpowiednie uprawnienia.
Załóżmy więc, że wybrałam dobrego endokrynologa, on polecił mi dietetyka, ktoś inny sprawdzonego trenera. Wszyscy mają i wykształcenie, i doświadczenie, ale pojawia się problem – ich zalecenia różnią się od siebie. Co w takiej sytuacji robić?
– Przede wszystkim upewnić się, że zalecenia naprawdę są sprzeczne. Zdarza się bowiem, że tak nie jest, a cały kłopot wynika z nieporozumienia, np. pacjent czegoś nie zrozumie, przekręci, nie zapamięta, specjalista źle wyjaśni, albo się przejęzyczy. Dlatego najlepiej mieć zalecenia na piśmie – wtedy różni specjaliści mogą się z nimi zapoznać, odnieść się, wyjaśnić. Przyjmijmy jednak, że rady ekspertów rzeczywiście się różnią. To może się zdarzyć, bo eksperci mają różne strategie leczenia chorób – w tym wypadku choroby otyłościowej, które mają podobną skuteczność, choć nie zawsze zadziałają u każdego człowieka. Sama doradzam pacjentom, by wybrali jednego specjalistę, który będzie “głównodowodzącym” odpowiedzialnym za całokształt leczenia. Jego zadaniem ma być holistyczne spojrzenie na pacjenta, kierowanie do innych ekspertów, weryfikowanie ich zaleceń.
– Na przykład lekarz zaleci, by pacjent trenował minimum 150 minut tygodniowo, a trener powie, że to o wiele za krótko. Wtedy warto wrócić do lekarza z ta opinią i się skonsultować. Dobry specjalista się nie obrazi, weźmie pod uwagę zdanie innej osoby. Nawet, jeśli utrzyma zalecenie, będzie w stanie wyjaśnić, dlaczego, a pacjent poczuje, że jest w dobrych rękach.
Z tego wszystkiego wynika, że w procesie redukcji wagi bardzo ważne jest zaufanie do wspomnianego “głównodowodzącego” i do jego pomysłów na nasze leczenie.
– Jak najbardziej. Powiem więcej – sądzę, że generalnie nie ma się co od razu denerwować na specjalistów i mówić: “ech, każdy gada co innego, mam tego dość, niech będzie po staremu”. Warto po prostu dać komuś szasnę. Może być tak, że pierwsza propozycja lekarza nie będzie dobra, choć u 90 proc. jego pacjentów sprawdza się znakomicie. To nie znaczy, że od razu należy przerwać leczenie, ale sprawdzić, czy ten specjalista ma do zaproponowania coś jeszcze. A często tak jest. Warto pamiętać, że otyłość to nie choroba wirusowa, która trwa dwa tygodnie i na ogół znika bez śladu. To choroba przewlekła, która ma różne przyczyny, na ogół więcej niż jedną, więc leczenie jest skomplikowane.
– Natomiast ważne jest, by nie bać się konfrontować zaleceń, np. pójść do swojego lekarza i powiedzieć: “zdaniem dietetyczki powinnam przejść na dietę nisko węglowodanową, jakie jest pana zdanie?” albo “pan zalecił mi trzy posiłki dziennie, dietetyczka cztery – skąd ta różnica?”. Warto sprawdzić, jak w takiej sytuacji zachowa się specjalista – czy powie “faktycznie, pani dietetyczka ma rację”, czy utrzyma swoje zalecenia i wyjaśni, dlaczego.
Myślę sobie, że takie konfrontowanie się ze specjalistą nie dla każdego jest łatwe – czy to z powodu uznawania go za “autorytet” czy z obawy o to, że źle nas potraktuje.
– Zdaję sobie z tego sprawę, bo nadal wielu ludzi uważa, że skoro lekarz to ktoś “mądrzejszy”, więc lepiej wie, co jest dla nas dobre i lepiej z nim nie dyskutować. Jasne, powiedziałyśmy już, że zaufanie to podstawa, ale to nie znaczy, że nie można zadawać pytań i prosić lekarzy o rozwiewanie wątpliwości. Jeśli specjalista mówi trudnym językiem, trzeba powiedzieć wprost, że nie rozumiemy zaleceń, a zależy nam, żeby zrozumieć- i poprosić o powtórzenie ich łatwiejszym językiem, bez żargonu medycznego. Oczywiście jest szansa, że trafimy na specjalistę aroganckiego czy opryskliwego , ale w dobie portali, które umożliwiają ocenianie ekspertów, możemy wcześniej sprawdzić, kto ma jakie opinie.
Spotkała się pani z sytuacjami, w których pani pacjenci rezygnowali z usług jakiegoś specjalisty, bo zostali przez niego źle potraktowani?
– Zdarzyło i, niestety, nadal się zdarza. Rzecz jasna można stawiać granicę i mówić, że nie życzymy sobie takich komentarzy czy powtarzać sobie, że te słowa nie świadczą o nas, tylko o człowieku, który je wypowiada. Jednak czasem trzeba w końcu powiedzieć “dość”, bo jeśli ktoś uparcie zachowuje się nieprofesjonalnie, to nawet dyplom najlepszej uczelni nie jest dostatecznym powodem, by się męczyć. W gabinecie często spotkam osoby, które padły ofiarami fatshamingu – lekarze pozwalali sobie na niewybredne czy oceniające komentarze na temat ich wyglądu, domniemanego przejadania się czy braku ruchu. Co tu dużo mówić, opadają mi wtedy ręce, bo jeśli ktoś nadal sądzi, że chorobę otyłościową można wyleczyć takimi pseudomobilizującymi komentarzami, to pozostaje tylko uciekać i to jak najdalej. Każdemu pacjentowi, niezależnie od tego, z jaką chorobą się zmaga, należy się szacunek i udzielenie kompleksowych informacji o planie leczenia. Bez uwag, które często nie wynikają wcale z bieżącej wiedzy, ale prywatnych uprzedzeń.
– Jest to tym ważniejsze, że zaufanie specjaliście jest w procesie zdrowienia naprawdę kluczowe. Dzięki niemu czujemy się zaopiekowani, lepiej znosimy skutki uboczne, nie tracimy tak łato motywacji. A każdy, kto żyje z chorobą przewlekłą, jaką jest także otyłość, wie, że motywacja jest kluczowa.
Przygotowując się do naszej rozmowy odwiedziłam kilka grup w social mediach, w których ludzie wymieniali się swoimi doświadczeniami. Jednak zauważyłam, że niektórzy porównywali swoje zalecenia z zaleceniami innych – komentowali zaleconą dietę, kaloryczność posiłków, dawkowanie leków. Domyślam się, że raczej nie może z tego wyniknąć nic dobrego?
– Zdecydowanie. Oczywiście nikt nikomu nie zabroni dzielenia się nazwą i dawką zaleconego przez lekarza środka, tak samo, jak nikt nie zakaże komentowania tych informacji. Często jednak zapominamy, że dobranie odpowiedniego leku wcale nie jest takie łatwe. Specjalista bierze pod uwagę wiele czynników, nie tylko wagę czy płeć pacjenta, ale także choroby współtowarzyszące, możliwe interakcje z innymi lekami, alergie.
Patrzy na całokształt.
– Właśnie. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że odpowiednie dobranie leków jest rodzajem wirtuozerii, która jest wynikiem doświadczenia lekarza i jego uważności na pacjenta. Dlatego to, co jednemu pomoże, u drugiego może nie przynieść żadnego rezultatu. Dla mnie, jako dla psychologa, fakt, że ktoś czuje potrzebę konsultowania swoich zaleceń na forum, sugeruje, że nie ufa swojemu lekarzowi. W tym kontekście zastanowiłoby mnie, dlaczego – czy on lub ktoś bliski ma kiepskie doświadczenia ze służbą zdrowia? Czy lekarz powiedział coś, co naruszyło relację z pacjentem? Zresztą niezależnie od przyczyny – jeśli nie mamy zaufania, warto zrozumieć dlaczego i spróbować naprawić tę sytuację- np. rozwiewając swoje wątpliwości z ekspertem albo poszukując innego.
Wspomniała pani o roli motywacji w leczeniu choroby otyłościowej. Może pani podzielić się sposobami, które sprawdzają się u pani pacjentów?
– Moim zdaniem dobrze sprawdza się ustalenie właściwego celu. W przypadku choroby otyłościowej może to być “schudnę 15 kilogramów”, ale z mojego doświadczenia wynika, że wtedy można się zafiksować na liczbach, a te czasem stoją w miejscu, nawet mimo przestrzegania zaleceń.
W takim razie jak mógłby brzmieć lepiej sformułowany cel?
– “Chcę wdrożyć takie i takie nawyki, dzięki którym poprawię swoje zdrowie i długofalowo będę się lepiej czuć”. Jeśli położymy nacisk na samopoczucie, a nie na kilogramy, łatwiej nam będzie przejść przez okresy stagnacji, które towarzyszą leczeniu, a spadające kilogramy będą niejako efektem ubocznym nowego stylu życia. Celowo użyłam tego zwrotu, bo leczenie to nie tylko stosowanie diety czy leków. To również regularne uprawianie sportu, nauka radzenia sobie ze stresem, nawadnianie się, dbanie o higienę snu. Oczywiście wiem, jak to brzmi – konieczność wdrożenia tylu zmian nie brzmi tak atrakcyjnie jak zażywanie leków. Jednak bez tego po zakończeniu farmakoterapii kilogramy z dużym prawdopodobieństwem zaczną wracać.
Nie dziwię się temu zniechęceniu – w końcu żyjemy w świecie, w którym wiele rzeczy mamy “tu i teraz”.
– Faktycznie, często oczekujemy spektakularnych metamorfoz, które zaszły błyskawicznie i praktycznie bez wysiłku. Jednak tak mogą działać zmiany przeprowadzane ręką grafika, nie realna praca nad sobą. Przyszło mi jeszcze do głowy, że reedukacja masy w dużej mierze jest pracą nad dyscypliną wewnętrzną, a w dzisiejszych czasach słowo “dyscyplina” wielu osobom nie kojarzy się dobrze. Natomiast ja uważam, że nie ma drogi na skróty – leczenie choroby otyłościowej zawsze zaczyna się tak samo: od wzięcia odpowiedzialności za swoje zdrowie i wybory, i zdyscyplinowania się. Ale czułego i pełnego współczucia sobie oraz empatii.
Skoro mowa o drodze na skróty – na wspomnianym forum pojawiły się krytyczne komentarze wobec osób, które zażywały leki lub poddały się operacji bariatrycznej. Krytycy używali właśnie tych słów – “na skróty”, “łatwizna”, “poddanie się”.
– Cóż mogę powiedzieć, to bardzo raniąca pacjentów narracja, z którą niestety się spotykam. Efekt jest często taki, że pacjenci wstydzą się przyznać, że przyjmują leki lub że zredukowali masę ciała z ich pomocą. Sądzą, że nie byli zbyt “twardzi” czy “wytrzymali” i dlatego musieli pomóc sobie lekami. Ja zaś uważam, że to zupełnie błędne myślenie. Czy komuś, kto zażywa leki na inne schorzenia przewlekłe, na przykład nadciśnienie, cukrzycę czy chorobę Hashimoto, też powiedzielibyśmy, że idzie na łatwiznę? Leki na chorobę otyłościową to takie same leki – przebadane, dopuszczone do użytku, skuteczne.
– Poza tym każdy, kto zażywał leki na otyłość wie, że to nie magiczna różdżka, która w miesiąc zredukuje wagę o 50 kilogramów. Do tego dochodzi wdrożenie aktywności fizycznej, nieraz dosłownie wypisane w zaleceniach z czasem trwania czy liczbą kilometrów, np. “szybkie marsze przez 5 dni w tygodniu na dystansie 5 km”. Pacjent, który nie wykona całej tej ogromnej pracy związanej ze zmianą stylu życia, nie schudnie mimo zażywania leków. One naprawdę nie załatwiają wszystkiego, np. jeśli ktoś “zajada” stres, to nawet najdroższe leki nie sprawią, że nagle przestanie.
Wygląda na to, że w kontekście leczenia otyłości ważna może być nie tylko praca związana z dietą czy ruchem, ale także z psychiką – jak choćby w przypadku wspomnianego “zajadania” emocji.
– Współpraca z psychologiem może być ważnym elementem całego procesu, bo bardzo często osoby z chorobą otyłościową mają niezdrowy stosunek do jedzenia. Rozumiem przez to traktowanie jedzenia jako nagrody, pocieszenia, sposobu na nudę. Jeśli nie zastanowimy się, dlaczego jemy za dużo lub sięgamy po szkodliwe jedzenie, zmiany mogą okazać się nietrwałe. Nawet, jeśli osiągniemy wymarzoną wagę, kiedy pojawią się stresy, a w końcu się pojawią, bo tak to już w życiu jest, wrócimy do dawnych nawyków, np. całodniowego postu i wieczornego objadania się. Wtedy wrócą i kilogramy. Jak pani widzi to niełatwy temat, a skuteczna redukcja wagi jest naprawdę wymagającym procesem. Dlatego każdą osobę, która próbuje, powinna otrzymywać zrozumienie i wsparcie – zarówno od bliskich, jak i od specjalistów.
CZYTAJ TAKŻE:
Coraz więcej zwolnień lekarskich z tym kodem. Powikłania choroby zmuszają do L4
Pięć objawów, które zwiastują insulinooporność. Tak ciało daje znać o zaburzeniu
Jelita to nasz “drugi mózg”. Dietetyczka mówi, co jeść, a co ograniczyć